Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Chapter four

POV Justin
-Co ty tu robisz?!- Krzyknęła już wkurzona Shay. Nie spodziewałem się że ta dziewczyna będzie ona. Byłem w lekkim szoku ze oni sie znają. Po jej minie widziałem ze ona również jest w szoku ale jest tez wkurzona. Kobiety...

-To wy się znacie?- zapytał nas Ryan

-Można tak powiedzieć.- Odezwała się dziewczyna.-Musze jechać z nim w jednym samochodzie?-Zapytała Ryana. Ja tylko zaśmiałem sie z jej pytania. Może być dobra zabawa. Trochę  ją podenerwuje. Ale jesli ona zdenerwuje mnie-gorzko tego pożałuje.

-Shay, widać ze się nie lubicie ale to może być dobry moment żeby się polubić? Spędzicie razem dwa tygodnie!-Powiedziała dziewczyna Ryana. On jej przytaknął. Mieli rację, ale chyba nie zdają sobie sprawy jaka ona jest wkurzająca.

-Nie musicie się do sobie odzywać ani na siebie patrzeć ale proszę was żebyście nie zepsuli sobie ani nam tego wyjazdu. Umowa stoi?- Powiedzial poważnie moj przyjaciel.

-Dobrze.- Syknęła Shay patrząc na mnie po czym wpuściła nas do środka. Miała piękny, duży dom. Urządzony był nowocześnie ale tez przytulnie.

POV Shay
Czemu ten dupek musiał okazać się tym Justinem? Przecież ja się z nim nie dogadam.

-Chcecie coś do picia, jedzenia przed wyjazdem?-Zapytałam towarzyszy.

-Nie. Zaraz wyjeżdżamy będziemy zatrzymywać się po drodze jesli ktos zglodnieje. Okey?-Zapytal sie Ryan. Każdy tylko skinął głową i udałam sie z Lisą po nasze walizki. Niestety moje też okazały sie buc ciężkie wiec chciałam poprosić o pomoc Ryana ale niestety on juz poszedł z Lisą pomagając jej nieść walizki. Pozostał mi Justin. Postanowiłam sie sie odezwe. W końcu one są ciężkie a ja ważę 49 kilo!

-Uuuum.. Mógłbyś mi pomoc Justin?-Zapytałam cicho chłopaka. On spojrzał się na mnie ze swoim zadziornym a zarazem słodkim uśmiechem. Chwila! Czy ja pomyślałam ze jego uśmiech jest słodki? Boże.. Ale i tak muszę przyznać ze jest on przystojny. Jus podszedł do mnie i popchnął mnie od razu przyciskając do ściany.

-Mam nadzieje że nie będziesz mnie wkurzać. Wiesz że potrafię być zły laleczko.-Szepnął w moje ucho. Nie przestraszył mnie. Nie boje się go. Spojrzałam prosto w jego oczy. Były piękne. Ale widziałam w nich pustkę. Musiało coś się stać w przeszłości skoro taki jest. Również szepnęłam mu do ucha:

-Spokojnie. Postaram się być dla ciebie miła, Dick.-Szepnęłam z wielkim uśmiechem. Jego mina była bezcenna.

-Nie nazwałaś mnie tak, prawda?-Odezwał się.

-Właśnie tak, Dick.-Powiedziałam i odepchnęłam chłopaka od siebie.-Pomożesz mi czy nie?-Zapytałam.

-Ostatni raz ci podaruje. Nie chce zepsuć im wyjazdu i sobie również. Choć wiedz ze mnie wkurwiłaś.-Syknął i wziął moje walizki.

Gdy zamknęłam drzwi podeszłam do przyjaciół i tego dupka pytając się czy już jedziemy. Wszyscy przytaknęli i ruszyliśmy do samochodów. Ja jechałam NIESTETY z Justinem a Lisa z Ryanem. Miami nadchodzimy!

6 godzin później

Jedziemy już sześć godzin. Przez ten czas wymieniłam z Bieberem tylko kilka zdań dotyczących na przykład by zmienił piosenkę. Staram się nie patrzeć nawet na niego. Po chwili zadzwoniła do mnie Lisa ze robimy sobie postój kolo najbliższej stacji bo wszystko jest zamknięte o tej godzinie. Ucieszyłam się na tą wiadomość. Bolały mnie już plecy i cala ścierpłam. Powiedziałam temu idiocie żeby zatrzymał się przy najbliższej stacji. Ten nic nie odpowiedział tylko pokiwał głową że rozumie. Już po pięciu minutach mogłam rozprostować kości. Chłopacy poszli zamówić Hot dogi a my z przyjaciółką poszłyśmy zapalić i załatwić się. Dziesięć minut później czekaliśmy już na chłopaków przy samochodzie. Zamówili Po dwa duże Hot dogi, cztery duże pepsi i kupili jeszcze coś na drogę. Gdy Ryan  i Justin przynieśli nam już gotowe jedzenie zaczęliśmy szybko jeść. Każdy zgłodniał po tej drodze a to dopiero 6 godzin.

-Widzę ze jeszcze się nie pozabijaliście!- Krzyknęła cicho Lisa. Ja tylko wywróciłam oczami i konsumowałam dalej posiłek.

-Jak widać nie.-Mruknął cicho Justin lustrując mnie wzrokiem.-Nawet nie mamy kiedy się pokłócić bo księżniczka ciągle śpi a ja nie mam takiej możliwości.-Każdy się zaśmiał oprócz mnie i jego.

-Za kilka godzin zatrzymamy się w hotelu żebyśmy mogli się zdrzemnąć.-Powiedział Ryan.-Myślę, że za dwie godziny znajdziemy po drodze jakiś nie drogi hotel gdzie moglibyśmy się zatrzymać.-Uśmiechnął się do nas i powrócił do jedzenia. Widać było, że był już śpiący. Kto by nie był. Jest druga w nocy a przed nami jeszcze dwie godziny drogi żeby się porządnie wyspać. Samochód Justina niby jest ładny, super, ekstra ale nie nadaje się do spania. Skórzane fotele wygodne są tylko przez dwie godziny a już później wszystko przez nie boli. Lisa i Ryan skończyli jeść pierwsi więc wyszli już na zewnątrz. Mimo, że w budynku na stacji  nie było dużego ruchu to było strasznie gorąco. Ciekawe co moi rodzice pomyślą gdy wrócą, że mnie nie ma. Zostawiłam im tylko karteczkę, że wyjeżdżam z przyjaciółmi za miasto. Nie napisałam na ile, po co, z jakimi przyjaciółmi. Po co im to do wiadomości? Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos tego dupka.

-Skończyłaś jeść to chodźmy już i ruszajmy.-Wymamrotał chłopak.

-Oh, tak chodźmy.-Powiedziałam wstając. Nie spojrzałam się nawet na niego, mimo, że on cały czas patrzył na mnie. Niech ten dupek sobie nie myśli, że go polubię. Bo to jest niemożliwe. W sumie on mnie też nie lubi i chciałabym, żeby tak pozostało. Gdy wyszliśmy ze stacji i podeszliśmy do przyjaciół uzgodniliśmy, że zatrzymamy się po drodze w West Arizona Hotel. Hotel nie należał do najdroższych bo taki nam nie potrzebny na kilka godzin pobytu w nim. Po pięciu minutach ruszyliśmy dalej. Nie powiem, bo ta cisza w samochodzie nie była za bardzo komfortowa.

-O czym tak myślisz?-Zapytał mnie Bieber. Wow! Największy dupek tego świata zadał mi pytanie i to bez żadnej arogancji ani chamstwa.

-O niczym co powinno cię interesować, Bieber.-Syknęłam w jego stronę. Chwilę mu się przyglądałam. Chłopak na moje słowa zaśmiał się pokazując przy tym swój śnieżnobiały uśmiech.

-Czyli teraz mówimy sobie po nazwisku, Gretchen?-Zapytał mnie.

-Cokolwiek.-Odparłam wywracając oczami na jego słowa. To dziwne, że jeszcze nie próbował mnie wkurzyć. Ten człowiek to jedna wielka zagadka.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Hej,
Wiem, że nic się nie dzieje ale to dopiero początek tego co będzie :P
W kolejnym rozdziale akcja troszkę się rozkręci!
Jak myślicie, dlaczego Justin jeszcze nie próbował wkurzyć Shay?
Myślicie, że cieszy się choć trochę, że ona jedzie właśnie z nim-w jednym samochodzie?
Będzie ją traktował z szacunkiem czy może jednak nie?
Swoje sugestie, opinie piszcie w komentarzach pod rozdziałem!
Do następnego, cmoooook ♥

wtorek, 19 stycznia 2016

Chapter three

Wiadomość pod rozdziałem-WAŻNE
-----------------------------------------------------
POV Shay
Ze snu wybudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Nie patrząc kto dzwoni odebrałam:

-Halo?!- Krzyknęłam do telefonu. Kto jest taki mądry, żeby dzwonić do mnie o ósmej rano w wakacje?

-Też cię miło słyszeć Shay.- Odezwała się moja przyjaciółka.- Dzwonię powiedzieć ci, że dziś wieczorem wyjeżdżamy. Będę u ciebie za 30 minut. Kocham cię!- Oznajmiła Lisa. Mówiła tak szybko, że nie miałam jak jej odpowiedzieć. Ciekawa jestem gdzie wyjeżdżamy i z kim? Zszokowała mnie. Ale znając moją przyjaciółkę udamy się w piękne miejsce i będziemy się świetnie bawić. Z takimi myślami udałam się do łazienki wykonać poranną toaletę i wyczesać się. Postanowiłam, że ubiorę coś luźnego i zarazem przewiewnego bo jest dziś strasznie gorąco. Uszykowana na przyjście Lisy poszłam do kuchni zrobić coś nam do jedzenie. Postanowiłam, że zrobię naleśniki. Lisa je uwielbia.

Po piętnastu minutach skończyłam robić śniadanie i akurat zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziewczyna ma wyczucie. Zaśmiałam się już widząc minę Lisy jak zobaczy, że zrobiłam jej naleśniki. Z uśmiechem na twarzy udałam się otworzyć drzwi przyjaciółce.

-Hej kochanie! Ślicznie wyglądasz.-Powiedziała dziewczyna gdy wpuściłam ją do środka.

-Dziękuje, ty też. Chodź do kuchni, zrobiłam naleśniki. Takie jak lubisz!- Zaśmiałam się do niej. Lisa jak tylko usłyszała, że zrobiłam jej ulubione danie krzyknęła do mnie, że mnie kocha i pobiegła sprintem do kuchni. Uwielbiam ją! Gdy weszłam do kuchni przyjaciółka już zajadała się naleśnikami. Ja również zaczęłam jeść.

-Lisa o co chodzi z tym wyjazdem, powiedz mi coś!- Zagadnęłam do niej.

-No więc tak… Ten wyjazd to jak pewnie się domyślasz mój pomysł. –Zaśmiałam się na jej słowa.- Jedziemy do Miami z Ryanem i jego przyjacielem Justinem. Polubisz go. Jest w porządku. Będziemy tam około dwóch tygodni.-Oznajmiła mi Lisa. W sumie to dobry pomysł. Zresztą od początku to wiedziałam.

-Ile ma lat ten cały Justin?- Zapytałam.

-Ma 20 lat. Jest mega przystojniakiem. Spodoba ci się.- Jeśli Lisa tak mówi, to tak będzie. Ona ma zawsze rację.-A teraz dokończmy jeść i zbierajmy się na zakupy życia!- Pisnęła uradowana Lisa i zaczęła kończyć jedzenie.

POV Justin
Właśnie jestem w trakcie pakowania się na wyjazd z przyjaciółmi i z Shay, której nie znam. Ryan mówił mi, że dziewczyna jest śliczna i z charakterkiem ale od razu ją polubię. Mam nadzieję, że się nie mylił. Mam nadzieje, że ta cała Shay nie będzie jak ta dziewczyna z dachu. Jak sobie o niej przypominam to mój Jerry szaleje a z drugiej strony wkurzam się. Dziewczyna jest mega ładna i seksowna, ale jest też wielką suką. Dobra, stop! Nie chce zawracać sobie nią głowy. Muszę jeszcze sprawdzić moje cudeńko bo jedziemy dwoma samochodami. Lisa z Ryanem, a ja jadę z nie poznaną jeszcze dziewczyną. Mam przeczucie, że będzie ona jednak mi znajoma. Pewnie to tylko głupie przeczucie. Nie znam żadnej dziewczyny o imieniu Shay.

Po dwóch godzinach miałem już wszystko uszykowane a do wyjazdu jeszcze sporo czasu. Postanowiłem, że zadzwonię jeszcze do Ryana gdzie się spotykamy.

-Siema Ryan, gdzie się spotykamy?- Zapytałem przyjaciela.

-Dziewczyny będą na nas czekać u Shay w domu, więc o 18 bądź koło jej domu na ulicy Wool Street 21*.-Powiedział Ryan.

-Dobra, dzięki stary. Do później.-Powiedziałem i rozłączyłem się.

POV Shay
Jest już siedemnasta. Za chwilę pojawi się u mnie Lisa, a za godzinę przyjadą chłopaki. Szczerze? Ciekawi mnie jaki jest ten Justin. Jak wygląda, jaki ma charakter. Przyjaciółka opisała mi go z grubsza i oznajmiła, że będę z nim jechać bo ona jedzie z Ryanem. Zgodziłam się. Co mi szkodzi? Może wtedy lepiej go poznam. W końcu spędzę z nim w jednym samochodzie prawie dwa dni i jeszcze pobyt w Miami. Muszę go choć trochę poznać.

Nagle zadzwonił dzwonek. Poszłam otworzyć drzwi za którymi stała prawdopodobnie Lisa. Miałam rację. Stała tam z trzema walizkami i z wielkim uśmiechem.

-Wchodź do środka, pomogę ci.-Zaśmiałam się z przyjaciółki gdy zaczęła dźwigać dwie walizki. Ja wzięłam jedną. Ona chyba spakowała tam kamienie!-Lisa co ty masz w tych walizkach?- zapytałam dziewczynę gdy usiadłyśmy w salonie.

-No jak to co?! Ubrania, buty, torebki i inne potrzebne rzeczy!- Pisnęła Lisa.-Już nie mogę doczekać się naszych małych wakacji i Miami!- Krzyknęła radośnie a ja jej przytaknęłam uśmiechając się. Czuję, że będą wspaniałe. Obyśmy się nie pomyliły. Rozmawiałyśmy tak do osiemnastej. W rozmowie przerwał nam dzwonek do drzwi. Powiedziałam przyjaciółce, że pójdę otworzyć bo to pewnie chłopacy. Nie myliłam się. Przed drzwiami stał Ryan i jego kolega. Kolega, który potrafi tylko wkurzać.

-Co ty tu robisz?-Zapytałam jak miewam- Justina. Chciałabym, żeby to był tylko głupi sen.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
PRZEPRASZAM, zawaliłam totalnie.
Nie miałam jak wstawić rozdziału. Laptop się zepsuł, a nie chciałam wstawiać przez telefon.
Wybaczcie!!!
Rozdział wyszedł jak wyszedł... Dziś mam wenę, więc siadam i próbuje napisać: chapter four.
Do następnego!
Cmooooooook :* ♥♥♥

poniedziałek, 21 grudnia 2015

chapter two


POV Justin

Miałem dziwny sen. Sen, w którym pojawiła się dziewczyna z dachu. Siedzieliśmy razem na dachu wieżowca. Rozmawialiśmy. Tak po prostu. Jak przyjaciele. To dziwne. Nie znam jej, a śnie o niej. Porąbane. Myślałem o tym dopóki nie usłyszałem, że ktoś dobija się do drzwi. Szybko włożyłem dresy i udałem się otworzyć drzwi. Za nimi stał Ryan. Ucieszyłem się na jego widok. Ale halo! On miał wrócić dopiero za dwa tygodnie z Houston.

-Siema stary! Co ty tu robisz?- Otworzyłem szerzej drzwi i wpuściłem przyjaciela do środka.

-Też się cieszę, że cię widzę Bieber. Mam pewien problem. Chodzi o Lisę.- Spojrzałem na niego zaskoczony. Czyżby jakaś większa kłótnia?

-No dawaj stary. Pokłóciliście się?- Zapytałem chłopaka i udaliśmy się do salonu zgarniając po drodze dwa piwa.

-Tak i to mega strasznie.
A wiesz co jest najgorsze? To, że pokłóciliśmy się o zwykłą błahostkę.-Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem i mówił dalej –Musisz mi pomóc przyjacielu!
-Jak mam ci pomóc Ryan? Dobrze wiesz, że ja nie znam się na tych związkach, miłościach i tak dalej. Co miałbym zrobić?- Zapytałem.
-Chciałbym, żebyś zaprosił ją na kawę. Oczywiście ona będzie myślała, że ja nic nie wiem. A gdy już usiądziecie, napijecie się tej kawy ja wejdę i ją tym zaskoczę.-Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-No okej, okej! Kiedy mam ją zaprosić i gdzie?- Zapytałem nieco zdruzgotany.
-Dzisiaj, siedemnasta w Cafe LA? Masz czas?- Zapytał mnie kumpel.
-Tak, zaraz do niej zadzwonię.-Odparłem. Mam nadzieję, że ten jego jakże świetny plan wypali. Znając mojego przyjaciela tak będzie. Oni długo bez siebie nie wytrzymaliby. Więc od razu gdy Lisa go zobaczy to mu wybaczy. Jestem tego pewien.
 
 
 
Reszta południa minęła mi bardzo szybko. Lisa z chęcią przyjęła moje zaproszenie. Oczywiście nie odbyło się bez pytania czy wiem co z Ryanem. Trochę jej skłamałem, ale mam nadzieję, że się nie obrazi. Za dwadzieścia minut muszę już tam być więc poszedłem się szybko ubrać bo od rana chodzę tylko w dresach bo nigdzie nie wychodziłem. Ryan zmył się trzy godziny temu. Musiał się ogarnąć i kupić jej kwiaty.
Czasem mu zazdrościłem, że znalazł sobie taką osobę jak Lisa. Ona jest naprawdę świetną dziewczyną. Bardzo ją lubię. Dzięki niej mój przyjaciel jest szczęśliwy. Z uśmiechem na twarzy wyszedłem z domu kierując się spacerkiem do kafejki gdzie spotkam się z dziewczyną przyjaciela.
POV Shay
Dziś miałam nadzieję, że pośpię sobie do dziesiątej lub jedenastej, lecz los tak nie chciał. Ktoś uporczywie dobijał się dzwonkiem do moich drzwi. Z wielkim trudem zwlekłam się z mojego cudownego łóżka i poszłam otworzyć drzwi. O boże! Przed moimi drzwiami stała Lisa. Przecież ona miała wrócić za dwa tygodnie! Coś mi tu nie gra.
-Lisa, słońce co się stało? Dlaczego płaczesz?- Jak na zawołanie Lisa wtuliła się we mnie mocno i zaczęła jeszcze bardziej szlochać.
-Pokłóciłam się z nim. Rozumiesz?! Z moim Ryanem. Przez głupią drobnostkę.-Zaczęła wyć. Tak to dobre określenie.
 
Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Na początku zrobiło mi się jej bardzo szkoda ale po chwili uświadomiłam sobie, że oni i tak się pogodzą. Zaprowadziłam przyjaciółkę do salonu by usiadła a ja poszłam przygotować jej ulubioną kawę karmelową. Gdy wróciłam do niej zaczęła mi wszystko opowiadać. Mnie wydawało się to troszkę śmieszne, a ona przeżywała to jak by stała się jakaś katastrofa. Chociaż to właśnie jest miłość. Dla niej ta kłótnia z Ryanem była jak jedna, wielka katastrofa.
 
Lisa siedziała u mnie do szesnastej. Zrobiłyśmy sobie relaksacyjną kąpiel w moim basenie, maseczki i te inne sprawy. Ale niestety musiała iść bo dzwonił do niej jakiś kolega z pytaniem czy przejdzie się z nią na kawę. I znów zostałam sama. Nie wiem co mam robić. Obiecałam dziewczynie, że wyjdę po nią po jakiejś siedemnastej trzydzieści gdy będzie wracała. Mam jeszcze pół godziny. Postanowiłam, że się przebiorę w końcu wychodzę z domu i nie wyjdę w szlafroku. Postanowiłam, że założę dziś moją ulubioną sukienkę. A co mi szkodzi? Pół godziny później byłam już gotowa i wyszłam po przyjaciółkę. Jeszcze nie wiedziałam, że będę żałować, że po nią wyszłam.
 
POV Justin
Wyszedłem z kafejki z wielkim bananem na twarzy. Wiedziałem, że się pogodzą. Lisa jak zobaczyła, że Ryan wchodzi z ogromnym bukietem jej ulubionych kwiatów od razu popędziła do niego. Ja szybko się ulotniłem i szedłem w stronę domu. Nagle poczułem jak ktoś na mnie wpadł i usłyszałem pisk. Spojrzałem w dół i przede mną leżała dziewczyna. To była a dziewczyna co spotkałem ją na dachu. To była ta dziewczyna, która mi się dziś śniła. Zaśmiałem się z niej. Czy ona nie widzi jak łazi?
 
-O czym ty myślisz jak chodzisz dziewczyno? -Krzyknąłem na nią. Dziewczyna ledwo co wstała  a gdy mnie zobaczyła od razu przewróciła oczami. Miała kolano we krwi i nie mogła stanąć na prawej nodze. Jaka szkoda.
 
-No nie mogę! To znowu ty! Przez ciebie mam chyba skręconą kostkę i będę mieć siniaki! Ja chodzę normalnie to twoja wina, że łazisz jak jakiś żul.-Odkrzyknęła dziewczyna.
 
Wkurzyła mnie. Bardzo mnie wkurzyła. Nie jestem jakimś tam żulem tak jak ona mnie nazwała i chodzę normalnie.
 
-Zamknij tą swoją piękną buźkę. Jest idealna do innych rzeczy, maleńka! -Niech szmata ma! Nie będzie mnie wyzywać.
 
-Ty ostatni popieprzony kretynie. Nie jestem dziwką a ni nikim podobnym. Nie nazywaj mnie maleńką porąbańcu!
 
Ta dziewczyna mimo, że ma ładną buźkę to ma strasznie nie wyparzony język. Mogła by tą twarzyczkę wykorzystać w innych rzeczach. Bardzo przyjemnych. Nie pogardziłbym. Podszedłem bliżej niej i złapałem za nadgarstek, a ta syknęła z bólu. Uuuups.
 
-Uważaj na słówka kochanie. Następnym razem nie muszę być tak miły.-Puściłem ją i uśmiechnąłem się.-Mam nadzieję, że nie do zobaczenia.-Powiedziałem i odszedłem w kierunku mojego domu. Żadna szmata nie będzie mnie wyzywać. Nie pozwolę sobie.
 
=====================================================================
Wiem, wiem nawaliłam.
Przepraszam, że wrzucam go dopiero dziś a miałam w piątek. Lecz.. mam bardzo trudną sytuację w domu i jestem strasznie zabiegana. Muszę się zajmować domem i jednocześnie jeździć do mamy do szpitala a czas mi leci bardzo szybko i zanim się obejrzę jest już po 23 i ja jestem bardzo padnięta. Dziś znalazłam wolną chwilę wieczorem więc dokończyłam pisać rozdział 2 i go wrzuciłam. Jeszcze raz PRZEPRASZAM. Do następnego!!!!! ♥♥♥ Buźka.

niedziela, 13 grudnia 2015

od autorki #1

Hej słoneczka, 
Po pierwsze chciałabym podziękować Wam za to 1.080 wyświetleń. To wiele dla mnie znaczy. 
Po drugie chciałabym Was jeszcze raz gorąco prosić o komentarze lub o głos oddany w ankiecie. 
Po trzecie rozdział drugi pojawi się w najbliższy piątek. Mogę obiecać, że w tym rozdziale będzie więcej Justina i Shay. 
Po czwarte: przesyłam Wam najgorętsze uściski! I do następnego !!! ♥♥♥♥♥♥

sobota, 12 grudnia 2015

chapter one

POV Shay
Jest 21:30 a ja jestem znowu sama w domu. Rodzice są na Majorce. Rodzeństwa nie mam. Moja przyjaciółka z chłopakiem wyjechali za miasto. I tym o to sposobem zostałam sama. Zresztą co do rodziców to jestem przyzwyczajona. Rzadko bywają w domu. A jeśli stanie się ten cud to są na 3-4 dni i znów gdzieś wyzywają ich interesy. Podsumowując, mają mnie głęboko w poważaniu. Odkąd pamiętam nie poświęcali mi zbyt wiele uwagi. Wychowywały mnie niańki. Zawsze brakowało mi miłości i poczucia ciepła z ich strony. "Pracujemy, żebyś miała za co jeść gówniaro!" , "Jak możesz tak mówić? My nie poświęcamy ci tyle czasu, żeby na ciebie zarobić!"- to zawsze słyszę z ich ust gdy wracają i z nimi rozmawiam na temat pracy. Za każdym razem tak jest. Dobra, koniec zwierzania się. Czas iść się przewietrzyć. Jest już dwudziesta druga więc muszę się szybko uszykować. Poszłam do mojej garderoby, wybrałam wygodny zestaw i ruszyłam się ubrać. Nie malowałam się. Po co? Jestem tam sama. A po za tym jest ciemno. Na dworze jest w miarę ciepło więc nie musiałam ubierać się nie wiadomo jak grubo.  Równo o dwudziestej drugiej dwadzieścia wyszłam drzwi, poprzednio zamykając drzwi na klucz. Wtedy mogłam iść w stronę mojego ulubionego miejsca. Miałam tam piękny widok na panoramę Los Angeles. Droga tam zajmuje mi około 25 minut. Dobry czas by zadzwonić do przyjaciółki. Lisa-bo tak ma na imię, wyjechała do Houston z Ryanem. Lubię tego gościa. Pamiętam jak go poznałam. Szłam wtedy do szkoły i nagle poczułam jak ktoś na mnie wpadł. Wtedy upadłam na chodnik i zdarłam sobie kolana. Ha ha, Ryan był na tyle miły, że odprowadził mnie do domu. Zaproponował mi pójście do kina. Zgodziłam się pod warunkiem, że zabierzemy moją przyjaciółkę. On zgodził się bez zastanowienia. Następnego dnia poszliśmy do kina na horror. Lubię filmy tego gatunku lecz Lisa nie. Było widać, że wpadła w oko chłopakowi i zresztą z wzajemnością. Postanowiłam poudawać, że się boję i zostawiłam ich samych, a ja poszłam do domu. Od tej pory on stał się moim najlepszym kumplem a równocześnie miłością mojej Lisy. Są ze sobą już dwa i pół roku. Czasem jej zazdroszczę, że ma kogoś takiego jak Ryan. On jest naprawdę wiernym i kochającym chłopakiem. Nie widzi świata poza Lisą. Ona również. Cieszę się z ich szczęścia. Postanowiłam zadzwonić do przyjaciółki. Odebrała już po pierwszym sygnale.
-Hej piękna!-Usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki.
-Hej hej Lisa! Co u was?- Zapytałam.
-Dużo by opowiadać Shay. Z dokładnością opowiem ci jak wrócę, ale możesz być o nas spokojna. Musisz tu kiedyś przyjechać! Houston jest piękne! Ta plaża, centrum. Nie chce stąd wyjeżdżać!
-Domyślam się słonko. Stęskniłam się za tobą!-Powiedziałam przyjaciółce.
-Ja też kochanie, a teraz opowiadaj co u ciebie? Coś się zmieniło przez dwa tygodnie?-Zagadnęła mnie Lisa. 
-Nie. Oprócz tego, że pokłóciłam się jak nigdy z rodzicami, to nic.Wyjechali na Majorkę.  Jest dopiero początek wakacji a ja mam już ich dość.-Powiedziałam. 
-Domyślam się o co znowu poszło. Jak wrócę to koniecznie nadrobimy. Wiesz.. SPA, kosmetyczka, fryzjer, centra handlowe, plaża. Ja muszę kończyć! Kocham cię mała!-Krzyknęła do słuchawki.
-Dobrze, ja ciebie też Lisa.-Po tych słowach rozłączyłam się.
Moja przyjaciółka jest szalona więc na pewno zaszalejemy w te wakacje. Nareszcie jestem na miejscu!
POV Justin
-Mamo! Możesz mi powiedzieć dlaczego obwiniacie mnie o tą sytuacje, która wydarzyła się kilkanaście lat temu? Dlaczego wy mnie tak traktujecie? Przecież to nie moja wina! To był wypadek! Jestem waszym jedynym synem do cholery!-Krzyknąłem do rodzicielki.
-Justin wyjdź! Nie przeszkadzaj mi. Widzisz, że jestem zajęta! Dobrze by było jakbym cię tu już nie zobaczyła!-Oschłość z jaką wypowiadała te słowa rozwaliła moje serce na miliony małych kawałeczków. Ona jest moją matką. Ja jej synem. A traktuje mnie jak gówno.
-Obiecuję, że niedługo już mnie tu nie będzie.-Powiedziałem ze spokojem w głosie i skierowałem się do drzwi od jej gabinetu.
-Mam taką nadzieję, Justin.-Powiedziała mi za nim wyszedłem. Nie skomentowałem tego. Nie ma sensu. Jeszcze bardziej bym się zdenerwował. Nienawidzę jej. Ojca. Nienawidzę moich rodziców. Tak jak oni mnie. Tylko nie rozumiem dlaczego oni mnie tak nienawidzą? Ja mam ku tego powody a oni? Nadal obwiniają mnie o ten wypadek, a ja przecież nie byłem winny.  Byłem wtedy mały. Oni są podli. Nie chcę tu być. Muszę wyjść. Tylko gdzie? Nie mam ochoty na wyjście do klubu ani do przyjaciół. Zresztą mojego przyjaciela nie ma. Wyjechał z dziewczyną po za Los Angeles. Chciałbym udać się gdzieś, gdzie będę sam. Gdzie będę mógł w spokoju sobie wszystko przemyśleć. Poszedłem do swojej garderoby, wybrałem ubrania w które się szybko ubrałem. Zgarnąłem z szafki kluczyki od samochodu i wyszedłem z domu. Ruszyłem do garażu gdzie było moje niezastąpione cacko. Kochałem swój samochód. Chyba najbardziej na świecie. Z piskiem opon udałem się w miejsce gdzie będę sam.
POV Shay
Usiadłam na dachu wieżowca. Przed chwilą dostałam sms od matki: Shay, wrócimy dopiero za miesiąc. Nie zdemoluj domu bardzo prosimy. Rodzice". Hmmm, tak jak podejrzewałam. Szkoda mi słów na nich. Nie mam ochoty nawet o nich myśleć. nagle usłyszałam huk na drugim końcu dachu. Obróciłam się i zobaczyłam jak jakiś chłopak idzie w moją stronę. Przestraszyłam się. Bardzo. Nie wiedziałam kto to. Więc odezwałam się:
-Co ty tu robisz? To jest moje miejsce. -Nieznajomy się tylko zaśmiał i podszedł jeszcze bliżej. Wtedy mogłam ujrzeć jego twarz. Muszę przyznać, że był przystojny. Miał przepiękne karmelowe oczy. Grzywka była perfekcyjnie ułożona do góry. Nagle się odezwał:
-Jesteś śmieszna. Myślisz, że nikt to nie może przyjść oprócz ciebie? Jeśli tak to żyjesz w błędzie, maleńka. To równie dobrze moje miejsce. Więc zastanów się co mówisz, cnotko!-Rzucił na odchodne.
O nie! Może przystojny jest, ale jest dupkiem!Nie pozwolę sobie, żeby ktoś tak na mnie mówił!
-Ty popieprzony dupku!-Krzyknęłam w jego stronę pokazując mu środkowy palec. On się tylko zaśmiał i puścił mi oczko i odszedł. Wkurzył mnie! Mam nadzieję, że go już nie zobaczę.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
No więc mamy rozdział 1... Mam nadzieję, że się spodoba! Bardzo proszę o komentarze czy się podoba czy nie. W pierwszym rozdziale nic się takiego nie działo. Było to hmmm... wprowadzenie do następnych rozdziałów. Trzymajcie się ciepło, buuuuuuziak! ♥♥♥♥♥